Od ostatniego wpisu minęło nieco czasu. Powiedziałabym że nawet dużo. Ale od zakończenia sezonu wyjazdowego czas wolny skurczył nam się dosyć mocno. Ze względu na zmianę pracy Nidhogg nie ma w tym momencie dostępu do kuźni tak wiec robi nieco inne rzeczy. Ja jak szyłam tak szyje ale dokleiłam do tego jeszcze zamiłowanie do chemii i zajęłam się farbowaniem barwnikami naturalnym. To właśnie robiłam na zeszłorocznych warsztatach w Będkowicach. Nidhogg nauczał kucia grotów (z całkiem niezłym skutkiem) i skrobał sobie tabliczkę woskową. Na tych warsztatach wypaliliśmy również wykonane w zeszłym roku garnki. Mimo właściwego wysuszenia dwa uległy uszkodzeniu przy wypale. Konkretnie wazonik pękł bo chyba był źle sklejony, zaś przykrywka na kubeczek odkształciła się pod ciężarem drewna. Wyszły piękne siwe, wypalone beztlenowo. W przyszłym roku zapytamy właścicieli jak się ich używa.
W tym roku z Będkowic przywieźliśmy trochę ufarbowanej wełny tabliczkę woskową i przeziębienie.
Jeśli chodzi o używanie glinianych naczyń do gotowania, to na Grunwaldzie służę pomocą :)
OdpowiedzUsuńBuziaki - Rita :)